sobota, 28 lipca 2012

Blokery: Ziaja vs Antidral

Nie macie czasem tak, że widzicie już setną recenzję tego samego produktu i macie dość? Ja czasem tak. I dlatego zapewne nie umieściłabym tej recenzji gdyby nie to, że mam odmienne zdanie niż chyba większość dziewczyn na blogach. 
O co poszło? O bloker firmy Ziaja. 

Upały zmuszają nas czasem do sięgania po ekstremalne środki, w tym blokery. W końcu nie możemy sobie pozwolić na wielkie plamy i brzydki zapach pod pachami zaraz po wyjściu z domu. A wiadomo, że nie zawsze mamy czas, żeby się odświeżyć. 

W ciągu ostatniego roku udało mi się przetestować dwa blokery: firmy Ziaja oraz Antidral. Poniżej moje porównanie:

OPAKOWANIE
Ok, jak dla mnie w tej kwestii Ziaja wygrywa. Białe opakowanie podoba mi się bardziej. Po prostu ładniej wygląda na półce. Co nie zmienia faktu, że w obu przypadkach trzeba uważać co dzieje się z opakowaniem. Gdy planujemy go przetransportować lub zbyt długo leży na półce przewrócony, część produktu może się po prostu wylać. Niestety - wodnista forma kosmetyku powoduje, że stracimy trochę kosmetyku.

APLIKACJA
Źródło
Tutaj nakładanie wygląda podobnie. Zarówno Bloker jak i Antidral nadkładamy na suchą i niepodrażnioną skórę. Niestety nawet jeśli spełnimy te warunki, posiadaczki cery wrażliwej mogą po jakimś czasie odczuć pieczenie. U mnie było to nie raz, nie dwa. Bywało też tak, że budziłam się w środku nocy żeby wszystko zmyć. Myślałam wtedy, że mi pachy wypaliło :)
Blokery stosujemy najpierw stosujemy codziennie przez 3 dni/noce. Potem wystarczy powtarzać zabieg raz w tygodniu.

DZIAŁANIE
W tej kwestii zdecydowanie wygrywa Antidral. I tu wychodzi mój brak zrozumienia dla recenzji innych dziewczyn. U mnie Ziaja w ogóle sobie nie poradziła. Nie widziałam żadnych efektów. Może to dlatego, że pocę się jak prosię (no cóż no cóż no cóż), w każdym razie Ziaja ma zdecydowanie za słabe działanie. To Antidral pomaga mi przeżyć najgorętsze dni. Tylko z nim czuję się bezpiecznie i nie martwię się o placki pod pachami. Wiem, że lepiej ocenia się też Ziaję, ze względu na to iż nie posiada alkoholu, ale co mi po tym jeśli i tak wysusza skórę pod pachami i piecze tak samo?

CENA
Tu tamy spory rozjazd. I znowu plus dla Blokera. Ziaja kosztuje w zależności od sklepu/apteki od 6 do ok 10 złotych za 60 ml. Za Antidral zapłacimy natomiast ok. 30 złotych za 50 ml. 

WERDYKT
U mnie zdecydowanie wygrywa Antidral. Ziaja wykazuje się pewnymi zaletami jednak brakuje jej u mnie jednego: działania. Dlatego wolę zainwestować w Antidral i nie martwić się potem, niż wydać mniej a zastanawiać się czy wszystko jest ok. Zwłaszcza, że kosmetyk starczy u mnie na około pół roku bo i tak nie używam go non stop.
Jeżeli jednak nie widzicie u siebie większych problemów z poceniem, ale jednak zwykły antyperspirant to za mało przy obecnych upałach to może wystarczy Wam Ziaja?

niedziela, 22 lipca 2012

Szampon Babydream

Nie będę oryginalna. Chyba już wszyscy przerobili temat tego szamponu. W końcu jakiś czas temu stwierdziłam, że muszę i ja go przetestować. Co z tego wyszło?

Źródło
Babydream jest szamponem przeznaczonym do pielęgnacji delikatnej skóry głowy i włosków dzieci. Skład jednak na tyle zadowala, że i dorosłe kobiety go polubiły. Głównym argumentem przemawiającym za jego używaniem jest brak SLSów, z którymi nie wszyscy się lubią.
W moim przypadku jest trochę inaczej. Mam włosy, które musiały ze mną wytrzymać trochę szalonych eksperymentów. Dlatego myślę, że SLSy są raczej moim sprzymierzeńcem niż wrogiem. Dzięki nim końcówki włosów nie wyglądają jak siano. 

Ja szampon polubiłam za jego działanie oczyszczające. Po tym jak postanowiłam na wakacje przerwać zabawę z farbami czy szamponetkami, mogłam liczyć na dokładne usunięcie ich resztek z głowy. Babydream zdecydowanie szybciej poradził sobie ze ściągnięciem koloru, a na tym mi zależało. Warto tu jednak zaznaczyć, że dziewczyny farbujące włosy nie polubią się raczej z tym szamponem. 

Za co mniej lubię ten szampon? Za średnią wydajność. Praktycznie przy każdym myciu miałam problemy z rozprowadzeniem kosmetyku. Przez to musiałam nabierać go więcej. Nie jest to jednak wielkim minusem. W końcu nie można się skarżyć na słabe pienienie się i rozprowadzanie, kiedy szampon nie posiada składu pozwalającego na to. Niestety doprowadza to sytuacji kiedy trzeba powalczyć o zmycie np. olejku, który wcześniej nałożyłam.

Wiem, że wiele blogerek pisało o plątaniu się włosów. Nie dziwne. W moim przypadku wystarczyła jednak dobra maska i mogę zapomnieć o problemach z rozczesywaniem po myciu. 

Pierwszą butelkę szamponu prawie zużyłam. Czy wrócę do tego kosmetyku ponownie? Możliwe. Nie lubię mieć w kosmetyczce nadmiaru kosmetyków, ale chyba znajdę w niej miejsce dla dwóch szamponów. Jednego zwykłego, który mam zamiar używać w codziennej pielęgnacji i Babydream, który stosowany raz w tygodniu zmyje mi cały syf z głowy.

Skład: Aqua, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Sodium Lactate, Triticum Vulgare Germ Extract, Panthenol, Glyceryl Caprylate, Lactic Acid, Chamomilla Recutita Extract, Parfum.

piątek, 20 lipca 2012

Czas na testy :)

Jakiś czas temu postanowiłam zapisać się jako osoba chętna do testów. Stwierdziłam, że dla poczatkującej blogerki najlepszy w tym celu będzie portal Uroda i Zdrowie. Wiem wiem, czytałam o portalu różne opinie, ale stwierdziłam, że warto spróbować. W końcu dobrze mieć własne zdanie.

Z dwa tygodnie temu dostałam maila z prośba o podanie danych osobowych. Żadnego info, niczego. Ale stwierdziłam ok, zobaczymy o co chodzi. Po sprawdzeniu, od kogo przyszedł mail wysłałam co trzeba. Co z tego wynikło? 

Wczoraj do moich drzwi dobijał się kurier z małą paczuszka :D A oto co w niej znalazłam:



źródło
 Jeeeeej :) Ostatnio zmieniam pielęgnację moich włosów, więc czemu nie wypróbować tego! Nie wiem jak Was, ale mnie totalnie zauroczyły buteleczki rodem z babcinej apteczki :)

Pewnie wcale Was nie zdziwi, że najbardziej jestem ciekawa olejku łopianowego. Ta czerwona papryka mnie fascynuje. Trochę się jej boję. Czerwona papryka na głowę? Moja głowa mówi mi niee.... to się może źle skończyć. Już siebie widzę, z czerwoną skórą którą będę drapać :) Ale ja wiem wiem ja mam dziwne rzeczy w głowie :) Tak więc szykujcie się, zaraz kończę mój szampon, odstawiam olej (który ledwo co kupiłam...) i zaczynam zabawę z tymi buteleczkami.

Nie wiem co mi z tego wyjdzie, ale niedługo postaram się wrzucić zdjęcie i opis pokazujące w jakim stanie są teraz moje włosy. Będzie można skontrolować, czy Green Pharmacy podrzuciło mi coś w czym się zakocham, czy może coś co potraktuję z obojętnością.

Przyznać się są tu jeszcze jakieś testerki? Co dostałyście do sprawdzenia?

sobota, 14 lipca 2012

Wodospad

Dzień dobry weekendzie :)
Mam nadzieje, że u Was też za oknem pięknie świeci słońce! Cieszę się z dobrej pogody, bo dziś czas na ognicho!

W takie dni jak dziś czas na tak zwany wodospad na włosach. Zrobienie czegoś takiego jest banalnie proste i szybkie, a fryzura wygląda oryginalnie i ładnie. Co więcej można to zrobić nie  tylko na długich włosach, ale też tych, które sięgają do brody. 




środa, 11 lipca 2012

Bladolicym wstęp wzbroniony!

Ok, nie da się ukryć - moja skóra jest pełna niedoskonałości, a jej lepsze i gorsze dni mocno zależą od hormonów :)
No trudno. W takich przypadkach liczy się krycie. Gorzej że mamy milion stopni. No i jak tu użyć podkładu?! Może tak polska wersja BB? W końcu Garnier reklamował mocno swój nowy krem.

Niee..... Już wam mówię dlaczego.

Przyznaję się... nie kupiłam kremu. Trafiłam na jego próbkę w gazecie. Na szczęście! Bo już wiem, że nigdy go nie kupię. 

Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, kiedy na próbce zobaczyłam podpis: Light. Szok! W przypadku podkładów nigdy nie dają jasnych wersji. W sumie w tym przypadku też nie dali, sami popatrzcie...

Jak widać na załączonym obrazki mam jasną cerę. Wersja light  wygląda na zupełnie inną bajkę. Aby dopasować kolor do koloru skóry musiałam zmieszać produkt z normalnym kremem. Co praktycznie w całości zniszczyło efekt krycia. Dlatego ciężko mi powiedzieć więcej o kremie. Nie powiem jak nawilża, nie powiem jak kryje, nie powiem czy jest dobry.

Powiem, że nie nadaje się dla bladziochów. A szkoda.

czwartek, 5 lipca 2012

ej to nie do tego!

Czyli o niecodziennym zastosowaniu słów kilka. 

Każdy czasem staje pod ścianą. Zwłaszcza  z samego rana kiedy się spieszymy lub wieczorem, idąc spać widzimy nagle denko w opakowaniu ulubionego kosmetyku. No i co?

Ja znalazłam ratunek w dwóch przypadkach.

Pierwszym z nich jest skończenie się płynu/żelu/mleczka do mycia buzi. Niestety nie zawsze zdążę zaopatrzyć się w nowe opakowanie... Co mnie wtedy ratuje?
Źródło
Tak ja wiem, że to brzmi dziwnie. Kto normalny myje buzię płynem do higieny intymnej... Ale prawda jest taka, że nie ma dla mnie nic lepszego w sytuacjach podbramkowych. Po pierwsze dobrze zmywa makijaż i nie szczypie w oczy. Ale co istotniejsze nie ma drażniącego zapachu i nigdy mnie nie podrażnił. Taki płyn docelowo ma przecież dbać o bardzo wrażliwe okolice. Cera po użyciu takiego płynu jest po prostu gotowa do dalszej pielęgnacji.
Nie używam takie płynu na co dzień jako żelu do mycia twarzy, ale w sytuacji podbramkowej polecam.

Drugą rzeczą, która mnie ratuje bardzo często jest...
Źródło
Dobra wiem, już teraz jesteście po prostu pewne że mi odbiło. Mimo to powiem Wam, że mąka ratuje mnie bardzo często. Jak? Otóż nadaje się ona nie tylko do ciepłych kąpieli dla podrażnionej, alergicznej cery. Mi pomaga na przykład w momentach kiedy kończy mi się pude lub kiedy ostatnie pudełko z pudrem uderzy o ziemię. Co wtedy? Mąka zastępuje mi puder. Ok ok wiem powiecie, że bieli. Biorąc jednak pod uwagę, że mam kolor skóry zbliżony do koloru ściany zupełnie nie widzę efektu bielenia :) Fakt, nie jest to najlepsze z możliwych wyjść. Co więcej, mąka nie jest tak drobna jak puder. Jeśli przejedziemy palcem po twarzy można będzie wyczuć drobinki pod palcami. Mimo to taki puder dobrze matuje. Przynajmniej na czas pójścia do sklepu po nowe opakowanie normalnego pudru. 

Jeszcze jedno! Ale chyba raczej dla posiadaczek jasnych włosów. Mąka nałożona w małej ilości na włosy super pełni funkcje suchego szamponu. Wystarczy na przykład przy pomocy pędzelka nałożyć odrobinę i 3 minuty później wszystko dokładnie wyczesać.

A Wy macie jakieś wyjścia z sytuacji bez wyjścia?

niedziela, 1 lipca 2012

Żegnaj przyjacielu i baj baj maszkaro!

Taka piękna niedziela jest idealnym dniem na pożegnania. Dziś przyszło mi rozstać się z dwoma produktami. Jednego będę żegnać z rozpaczą, drugiego sama się pozbywam. 
Paskuda, której się pozbywam to Syoss Heat Protektor.

Ok prawda jest taka, że nie potrzebuję Heat Protektora tak bardzo. Włosy suszę raczej raz tygodniu, czasem częściej, ale suszenie jest tylko pod koniec, aby wyprostować włosy na szczotce. Prostownicy też nie używam. Ale trafiła mi się zachcianka. Kupiłam Syossa kiedy stwierdziłam, że przyda się przy chodzeniu na basen. Tamtejsze suszary są mało przyjemne dla włosa. I co? Nie chcę tak źle oceniać tego produktu jak inne dziewczyny. Po prostu stwierdziłam, że nie widzę efektów używania. Włosy nie niszczyły się mniej pod wpływem suszarki, ani nie zmieniały się w dotyku po wysuszeniu. Więc mam wrażenie, że trochę głupio postąpiłam kupując ten kosmetyk. Po co używać kolejnej i kolejnej chemii na głowę? Zupełny bezsens z mojej strony.

Już od dawna nie miałam co zrobić z tym produktem. Widać to po ilości kurzu na opakowaniu... Dziś postanowiłam wylać wreszcie zawartość butelki. Już lepiej będzie jak będę jej używała jako pojemnika na wodę. Tak więc mam czym psikać rośliny w ciągu lata :)

Drugie pożegnanie dotyczy odżywki TRESemme z witaminą B1. Odżywka/Maska? Kto zna szpański? Była super produktem. Wystarczyło ją nałożyć na 2-5 minut, aby włosy były gładkie i ładnie się rozczesywały. Lekka konsystencja i miły zapach powodowały, że używałam tego produktu z przyjemnością. Moje włosy wyglądały po niej dobrze, a końcówki nie puszyły się. Nie ma co się rozpisywać. Po prostu produkt spełnił bardzo dobrze swoją rolę. A mam wrażenie, że coraz mniej kosmetyków obecnie robi to. Niestety obecnie nie wybieram się nigdzie, więc raczej nie będę miała możliwości zakupu nowego opakowania. A szkoda!

Ale ale! Nie ma tego złego. To pożegnanie oraz kończąca się powoli odżywka z Waxa zachęciły mnie do nowego zakupu...

Już nie mogę się doczekać, aby zacząć stosowanie maski Kallos. Ktoś już sprawdził fioletową wersję?