sobota, 23 lutego 2013

ZIAJA seria oliwkowa

Ziaja jest jedną z moich ulubionych firm. Nie zawsze kupuję ich kosmetyki, ale faktycznie często
do nich wracam. Do tej pory nie znalazłam lepszych (tańszych, bardziej ekonomicznych i tak fajnie
pachnących) żeli pod prysznic:) A jeśli już przy tematach prysznicowo/łazienkowych jesteśmy to
chciałam parę słów powiedzieć o serii oliwkowej do włosów.

Na ostatnim spotkaniu blogerek w Warszawie miałyśmy okazję dostać do wypróbowania jedną z
dwóch serii kosmetyków Ziaja do włosów. Mi się trafiła seria oliwkowa.

Szczerze mówiąc od jakiegoś czasu czytam recenzje tej serii i jestem zdziwiona. Kosmetyki dostają
bardzo niskie noty, a ja nie do końca wiem dlaczego.

To co i jak z tym zestawem?

 
 
Szampon:   przyjemny. Nie ma szałowego zapachu, ale jest wydajny i podobnie do innych szamponów
tej firmy dobrze zmywa wszystko z włosów. Trochę więcej trzeba popracować po olejowaniu, ale to dla
mnie nic nowego (dlatego zrezygnowałam z olejowania bo nic mi nie dało, a roboty miałam mnóstwo przy tym).

Uwielbiam dużą butlę, dzięki której wiem, że za 5 minut nie będę musiała lecieć po kolejne opakowanie. Jak dla mnie to szampon, który z powodzeniem może stosować cała rodzina.

Co więcej nie zauważyłam, abym przy używaniu tego szamponu musiała częściej/rzadziej myć głowę.
Po prostu normalny szampon za niską cenę.









Odżywka:  Tu było odrobinę gorzej. Odżywka jest dość płynna, co wpływa na dwie istotne rzeczy: po
pierwsze na aplikację. Niestety ale im bardziej lejąca się odżywka tym ciężej jest ją nałożyć na włosy.
Druga sprawa - taka konsystencja powoduje, że niestety tej odżywki musimy nałożyć na głowę więcej niż normalnie. Oznacza to, że odżywka jest mało wydajna.

Mimo wszystko mogę powiedzieć, że stan moich włosów po użyciu tej odżywki nie odbiega znacznie od tego co mam w przypadku innych tego typu kosmetyków do włosów. Ich stan jest przyzwoity.
Włosy nie są obciążone (odżywkę zmywamy po 3-5 minutach), nie przetłuszczają się szybciej.









Maska: Maska bardzo mi przypadła do gustu. Szału nie robi, ale już po pięciu minutach trzymania jej
na włosach mogę ją zmywać. Jest to dla mnie duży plus, bo nie lubię przesiadywać godzinami z tymi
wszystkimi cud maskami co nic nie robią. Włosy po niej są miękkie, dobrze odżywione i miłe w dotyku.

Opakowanie starczyło mi na około 10-12 aplikacji na długie włosy.


Podsumowując Ziaja oliwkowa daje radę. Ceny kosmetyków są przyzwoite, tak samo działanie nie
przynosi rozczarowania.
Myślę, że mogą je spokojnie kupować osoby, które nie lubią godzinami rozkminiać co by tu nowego
kupić oraz Ci którzy nie mają większych problemów z włosami. Ja sama stawiałabym przede
wszystkim na szampon.

Wszystkie kosmetyki mają delikatny, nie wyróżniajacy się zapach, który znika szybko po umyciu włosów.

sobota, 9 lutego 2013

Podsumowanie akcji zapuszczania włosów

Dobra - koniec migania się. Czas podsumować akcję zapuszczania włosów. Tu znajdziecie wszelkie szczegóły z rozpoczęcia: KLIK

Przyznaję się, średni ze mnie uczestnik akcji. Miałam wielkie plany dbania o siebie i o włosy. Taaa
jasne. Zestawcie ze sobą pracę na pełen etat, święta, prezenty, sesję (rozpoczętą w połowie grudnia na indywidualnym toku studiów) i odrobinę życia towarzyskiego. Było mało czasu na sen, dziwię się, że w ogóle myłam głowę...

Ale koniec wymówek. Czas zabrać się za temat. Obok zdjęcie z rozpoczęcia i zakończenia akcji.

Czy dużo zmieniło się po tych trzech miesiącach? Nie za bardzo. Włosy rosły w standardowym
tempie. 
 
 Miałam 46 cm biorąc pod uwagę pasmo kontrolne a mam 51 cm.

Czas na podsumowanie tego co stosowałam od środka:

1. Siemię lniane

Siemię mnie uratowało. Ale nie przypadku włosów tylko gardła. Siemię bardzo fajnie działa na organizm. Nie widziałam jednak szczególnych oznak działania bezpośrednio na głowie.

2. Pokrzywa

Pokrzywę piję od czasu do czasu. Ma silne działanie moczopędne, oczyszcza organizm z toksyn. W
jego przypadku też nie zauważyłam widocznych rezultatów.

3. Zaczęłam stosować tabletki z Calcium Pantothrnicum jednak przez chorobę chciałam znacząco zmniejszyć ilość prochów więc zrezygnowałam właśnie z nich. Nie ma co obciążać wątroby, wrócę do nich pod koniec
lutego, teraz czas na wakacje dla wątroby.

Stosowane od zewnątrz:

1. Maska Kallos

Wreszcie udało mi się skończyć to wielkie opakowanie :D
Maska jest przyzwoita. Z zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę cenę i ilość produktu.
Mimo wszystko nie wiem czy prędko kupię następne opakowanie. Maska jak maska, a szału nie było.
Obawiam się, że przy tej długości włosów ( i ich stanie) potrzebuję czegoś po czym będzie mi łatwiej
rozczesać wszystko.

2. Serum na końcówki V05 Miracle concentrate

Serum pewnie powinnam opisać w oddzielnej recenzji. Ale tak na szybko mogę powiedzieć, że ok
zabezpiecza końcówki, ale ma dość intensywny zapach. Mimo wszystko sprawdza się nie gorzej niż
inne tego typu jedwabie, olejki itp. Nie wpływa jako tako znacząco na stan końcówek, ale przedłuża
ich żywotność jeśli jest stosowane regularnie.

Co więcej?

Suszyłam włosy, jakoś przeżyły przy mojej filozofii, że suszenie nie jest złem. 

Z braku czasu nie robiłam żadnych plecionek (dlatego też nic się nie pojawiło na blogu) za to sięgnęłam sobie po szamponetkę. Włosów już nie farbuję, ale tęskniłam za kolorem, więc sięgnęłam po sprawdzoną Delię.

Marchewkowy rudy to to co lubię!