sobota, 30 marca 2013

Spin pins czyli zakręcone wsuwki


 Wsuwki do włosów chodziły za mną od dłuższego czasu. Te, które miałam do tej pory (jeszcze ze studniówki! Aż dziw, że jeszcze je mam), sprawdzały się świetnie jeśli chodzi o trzymanie fryzury. Każdy kok trzymał się idealnie cały dzień. Niestety używanie zwykłych wsuwek związane było z jednym minusem - ostre końce powodowały, że przy wpinaniu ich niszczyłam sobie włosy. 

Przeszukując allegro w poszukiwaniu czegoś nowego wpadłam na pomysł kupienia sobie Spin pins - czyli zakręconych wsuwek. Już parę razy o nich słyszałam, a że lubię sprawdzać co i jak, zaraz się na nie zdecydowałam.

Wsuwki w opakowaniu są dwie, bo właśnie tyle powinno w teorii wystarczyć nam do wykonania koka. I faktycznie przy użyciu dwóch wsuwek jestem w stanie wyczarować coś na głowie. Warto jednak zwrócić uwagę, że nie jest to koczek, który wytrzyma nam cały dzień - jest to raczej coś w rodzaju messy bun, luźnego koczka. 

Wsuwki wkręca się w kok szybko więc ułożenie fryzury trwa dosłownie dwie minuty. Co ważne, przy zakupie należy zwrócić uwagę na końcówki - moje jak widać na zdjęciu są zakończone kuleczkami, nie ma tam prostego ścięcia dzięki czemu włosy nie ulegają zniszczeniu. 

Ja jestem zwolenniczką raczej mocnego ścisku i wręcz ulizanych koczków więc średnio widzę się z takimi koczkami na co dzień. Mam włosy grube i ciężkie więc albo powinnam mieć więcej wsuwek, albo powinnam być gotowa na poprawianie włosów co jakiś czas. Luźny kok może być spoko - chociaż nie zaryzykowałabym pójść w takim na imprezę z tańcami. Za to jest plus - po zdjęciu wsuwek nie mogę bez problemu chodzić w rozpuszczonych włosach - bez śladów po gumce jak w przypadku zwykłego koka.

Polecam przede wszystkim zwolenniczkom długich, kręconych lub falowanych włosów, myślę że spin pins sprawdzą się idealnie na ich włosach. 

Jeśli decydujecie się na wsuwki, warto kupić je przez allegro - są tam o wiele tańsze (razem z kosztem przesyłki) niż w sklepach. 

czwartek, 21 marca 2013

Różowe pudełko!


Dobra jestem pewnie ostatnią, która o tym pisze :)

W końcu i ja dorwałam swoje pudełeczko Vichy. O akcji trąbiły blogi, a na Waszych mailach spam od Vichy już dawno informował - biegiem do apteki!

Jako, że okazja okazją i szansy nie można zmarnować to i ja wybrałam się po swoją działkę :)

Tutaj macie listę aptek w których powinny być pudełka: KLIK


Niestety nie wszystko było takie łatwe. W niektórych aptekach powiedziano mi, że pudełeczka już rozdano (jaaasne), a w innych pudełek widziałam full (tak jak dziś kiedy szłam po leki i spaczona spojrzałam na półeczkę Vichy). 

W każdym razie polecam. Ja swoje pudełeczko mam, kolejne ma moja mama (z kremami dla skóry 40+). Tubki z kremem są urocze - idealnie sprawdzą się w podróży, na siłownię czy basen. POLECAM :D

niedziela, 10 marca 2013

Ivory a Ivory, czyli kolor kolorowi nierówny

Jak pisałam w ostatnim poście - jestem człowiekiem koloru kredy (ściany, śmierci, przećpanej
laski leżącej odłogiem na podłodze- do wyboru do koloru)więc w sklepach szukam podkładów i pudrów w możliwie najjaśniejszych kolorach. Mam już swoich ulubieńców, co nie oznacza, że nie mogę dalej
poszukiwać i próbować.

Na listopadowym spotkaniu blogerek w tym temacie nie zaszalałam. Większość podkładów
sprawdzam na mojej mamie. Niestety dla mnie są one tak ciemne, że nawet nie ma sensu ich rozjaśniać innym podkładem, czy kremem. Kiedy więc zobaczyłam, że trafił mi się podkład Rimmela w odcieniu 110 Ivory pomyślałam że mi się pofarciło. Chociaż jeden podkład właśnie dla mnie! I to taki, który od dawna chciałam wypróbować!

I co? I nico :P

Niestety okazało się, że Ivory Ivory nierówny. Nie wiem według kogo to ma być jasne... Strasznie
żałuję, że podkład nie jest jasny, bo żeby z niego korzystać muszę mieszać go z kremem. Oznacza to, że nie mogę przetestować podkładu w normalny sposób.
 Poniżej macie zestawienie Ivory według Revlonu oraz Ivory według Rimmela. Niestety różnica jest bardzo widoczna.



Jak widać, gdybym miała zaufać Rimmelowi na słowo, to skończyłabym z pomarańczową twarzą.
Na szczęście nie mam teraz większych problemów z cerą więc zwykła mieszanka krem + Rimmel
załatwia sprawę :)

Mimo wszystko trochę mi szkoda. Bo chętnie sprawdziłabym podkład w normalnych warunkach. Ciekawa jestem jak u mnie by się sprawował.

Jak to jest z tym podkładem u Was?

sobota, 2 marca 2013

Coś dla bladziochów - Revlon ColorStay 110

Nie jest łatwo, kiedy masz kolor ściany. Sama jako szczęśliwa posiadaczka cery wręcz białej mam
często większy niż reszta problem z doborem odpowiedniego podkładu. Wszystko przy
mnie wydaje się ciemne i pomarańczowe.

Na całe szczęście znalazłam swoich ulubieńców. Jednym z nich jest -tu chyba nikogo nie zaskoczę-
Revlon ColorStay - odcień 110 Ivory.

Właśnie zakupiłam sobie kolejną butelkę :)
 Jak widać wszystko zostało wygrzebane do ostatniej kropli - nawet brak pompki mi w tym nie przeszkodził :)

 Jak to z nim wygląda?

Mam wersję dla skóry suchej i normalnej. Przyznaję, że podkład idealnie spełnia swoją rolę właśnie
przy takiej skórze. Nie muszę bać się o wysuszenie, czy nadmierne podkreślenie suchych skórek. 

Najważniejsza dla mnie rzecz - podkład jest super dla bardzo bladej skóry.

Podkład ładnie wyrównuje koloryt skóry nie powodując jednocześnie efektu maski. No i wreszcie to co lubię - zawartość filtrów (SPF 15)! Wiem, że przy tej ilości podkładu którą nakładam, filtr nie spełni swojej roli w 100%, ale cieszę się, że producent zwrócił na to uwagę.

Ja swoją buteleczkę wykorzystywałam przez około rok, a podkład stosowałam prawie codziennie.

Minusy: buteleczka nie ma pompki. Przez to kiedy kończmy produkt, wydobywanie resztek niepotrzebnie zabiera nam czas (a kto ma czas rano na dzikie tańce i szalone potrząsanie buteleczką?).



Podkład polecam do stosowania przez prawie cały rok z pominięciem lata. Wiem, że noszenie tapety
nie jest wskazane podczas wysokich temperatur, jednak wiadomo - są sytuacje, które wymagają
umalowania. W takich okresach bardziej stawiałabym na przykład na True Match L'oreala, który jest
lżejszy i nie będzie nam ciążył i zapychał.

Cena: w małej drogerii zapłaciłam za niego 40 zł za 30 ml.