Jak wam minął weekend?
Mnie przez dwa dni dręczyło, że znowu zaczęłam kupować nowe sukienki, a przecież miejsca w szafie już praktycznie nie mam! Efektem tego było wstępne sprzątanie. Ostatecznie udało mi się wynieść 4 torby ciuchów. Najgorsze jest jednak to, że mam świadomość jak dużo śmieci nadal zalega mi w szafach! Po prostu nie umiem rozstawać się z rzeczami. To nie istotne, że nie chodziłam w nich latami... po prostu są moje, pamiętam jak je kupowałam, czasem nawet umiem powiedzieć co ile kosztowało... wmawiam sobie, że przecież jeśli ciuchy jeszcze na mnie pasują, to mogę je jakoś odświeżyć, założyć z nowymi jeansami i będzie dobrze, ale prawie nigdy nie jest to prawdą.
Dlatego przyjęłam strategię, ze absolutnie wyrzucam rzeczy:
- które są za małe (przecież nie schudnę i się nie skurczę)
- które straciły kolor lub są w odcieniach mało pasujących do mojego typu urody
- które w wyniku prania zaczęły wyglądać jak worki na ziemniaki
Wiem, że to ciągle za mało. Jeszcze sporo sprzątania przede mną. I co najlepsze już wiem co zrobię dalej! Etapem drugim będzie wizyta koleżanki, która bez cackania się powie mi jak bardzo źle wyglądam w niektórych rzeczach i jak bardzo trzeba się ich pozbyć. Mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się pozbyć rzeczy absolutnie niepotrzebnych.
Myślę, ze takie spotkanie przy kawie, ploteczkach i szafie pełnej ciuchów jest najlepszym sposobem na zmniejszenie ilości szmatek.
Kto wie, może lepszym jurorem niż nasza przyjaciółka będzie nasz facet, ale tego sposobu nie polecam. Dlaczego?
1) trzeba spełnić warunek posiadania faceta
2) nie każdy ma kajdanki, aby przykuć faceta do kaloryfera i zmusić go, by przez dwie godziny oceniał jak wyglądamy w poszczególnych kreacjach
3) po całej akcji trzeba przekonać faceta do tego, żeby nie nas nie zostawił po tym co zrobiłyśmy... no i powiedzieć mu, że podobna rzecz czeka go w następnym sezonie
Czy jestem zadowolona z efektów pierwszego etapu akcji? Myślę, że tak. Coraz mniej rzeczy zostawiam wmawiając sobie, że nawet jeśli pięknie nie wyglądają to będę w nich chodzić po domu.
Jest dobrze - powoli, małymi kroczkami uświadamiam sobie jak bezsensowne jest przywiązanie do rzeczy. Nie muszę już sobie wmawiać, że przecież niektóre z tych ciuchów mogą znowu być w modzie. Po prostu pozbywam się tego co wygląda źle, a staram się kupować rzeczy ponadczasowe (a jak wiadomo taka jest większość sukienek więc warto bez opamiętania kupować sukienki:)).
A jak u Was wygląda zawartość szaf? Czy regularnie wyrzucacie to w czym nie będziecie chodzić? A może nigdy nie rozstajecie się z ciuchami chowając je po kątach w piwnicy?
Na koniec argument, który umacnia mnie w przekonaniu, że warto robić miejsce w szafie!
Nowa sukienka, kupiona na przecenie w Reserved. Kupiona po przecenie. Nie dziwne że samotnie wisiała na wieszaku, rozmiar 34 potrafi zmylić... Wydaje się malutki, a jednak zupełnie bez problemu się zmieściłam, pomimo tego, że mój rozmiar to 36.