wtorek, 29 maja 2012

Dobierany warkocz x2 czyli na sportowo i do klubu

Czas na nowe upięcie!

Czasami zwykły kucyk jest po prostu nudny. Dlatego lubię go trochę urozmaicić. Dziś zdecydowałam się zrobienie czegoś takiego:


Jak to zrobić? Wystarczy z obu stron upleść dobierany warkocz. Moje warkoczyki kończą się na wysokości uszu. Potem robię normalne warkocze i zabezpieczam je gumeczkami, dzięki czemu potem mogę wszystko zebrać w kucyk.
Tak zrobione warkoczyki mogą stanowić dopiero wstęp do eksperymentowania. Ja dziś zdecydowałam się na zebranie wszystkiego w kucyk, ale można też pomyśleć np. o koku.
Innym wariantem jest zebranie samych warkoczyków z tyłu głowy:


Swoją drogą znacie jakieś dobre programy do przycinania zdjęć?

poniedziałek, 28 maja 2012

(NIE)dbam o swoje zdrowie

No i przyszła pora na potwora! W zeszłym tygodniu zostałam oTAGowana przez Goszę.  Szkoda tylko, że nie jestem pewna czy to odpowiedni TAG dla mnie. Dlaczego? Po przeczytaniu odpowiedzi kilku dziewczyn na ten TAG, zatytułowany "Dbam o swoje zdrowie" doszłam do wniosku, że chyba tylko ja prowadzę tryb życia godny Bridget Jones :) 


No jedziem z tematem, żeby Was nie zanudzać postaram się odpowiadać szybko i na temat:

1. Czy prowadzisz zdrowy tryb życia?
Zdecydowanie nie. Dziwię się, że nie wyglądam na starszą niż jestem przez to co wyrabiam (jeszcze).


2. Ile godzin dziennie śpisz i czy pozwala Ci to na wyspanie się?
Normalnie w tygodniu śpię po ok. 7 godzin. Chyba, że coś się dzieje wieczorem. Obecnie śpię ok. 9 godzin dziennie. Ale nie wysypiam się. Nie wiem czemu mój organizm stwierdza, że nigdy się nie wyśpię. A żeby mnie dobić, czasem funduje mi bezsenność.


3. Czy uważasz, że zdrowo się odżywiasz?
Powiem trochę inaczej: jest bez tragedii. Po prostu uważam, że biorąc pod uwagę szybkie tempo życia nie uniknę jedzenia od czasu do czasu czegoś mniej zdrowego. Niech organizm będzie do tego lepiej przyzwyczajony. Ale staram się to równoważyć i kiedy mam czas to staram się sięgać po coś zrobionego w domu, gdzie wiem co gotuję. Gorzej, że ten czas mam wieczorami kiedy łapie mnie wielki głód więc przy lodówce można mnie spotkać o 23.


4. Czy jadasz śniadania?
Tak, chyba że nie ma nic w lodówce to ograniczam się do kawy (dziś na śniadanie był kawał ciasta mniam!). Ale i tak w ciągu godziny, dwóch od wstania muszę coś zjeść bo umieram z głodu i burczy mi w brzuchu.


5. Czy spędzasz dużo czasu na świeżym powietrzu? 
A czy siedzenie w ogródkach piwnych się liczy?


6. Czy uprawiasz jakieś ćwiczenia fizyczne?
Regularnie dwa razy w tygodniu jestem na treningu. Bez ćwiczeń fizycznych czuję się jak warzywo. Do tego dochodzi jazda na rowerze jeśli mam do załatwienia coś blisko, czasem jakiś basen i okolicznościowe rzeczy.


7. Czy starasz się poszerzać swoją wiedzę na temat zdrowia oraz zdrowego stylu życia?
Tak, ale rzadko przekłada się to na realne działania. Chociaż nie! Jak tak pomyślę, to przecież czasem czytam o gotowaniu i przygotowuję sama obiady. A nawet średniej jakości obiad jest zdrowszy niż fastfood więc liczy się jako zdrowy tryb życia :)


8. Czy wykonujesz regularnie badania profilaktyczne?
Podstawowe tak.


9. Twój najbardziej niezdrowy nawyk?
Ciężko wybrać, bo jednocześnie przychodzi mi do głowy picie, popalanie, podjadanie niezdrowych przekąsek i imprezowanie gdzie łączę jedno i drugie i trzecie. Najbardziej niezdrowym nawykiem jest więc chyba moje przyzwyczajenie do tego, że takie rzeczy dzieją się zdecydowanie za często.


10. Czy po tym "rachunku sumienia" postanowiłaś coś zmienić w kwestii dbania o swoje zdrowie? :) 
yyyyyyyyy. To jaki będzie następny TAG?


1. Wskazujemy osobę, która nas otagowała. - done
2. Zamieszczamy banner i odpowiedzi na pytania - done
3. Tagujemy kolejne 5 osób :) - Myślę, że najrozsądniej będzie po prostu zachęcić Was do zabawy jeśli macie ochotę!







sobota, 26 maja 2012

Rudy rudy rudy rydz :)

Ehh znowu te włosy. Chyba jestem monotematyczna. No ale co poradzić!
Po wydarzeniach ostatniej nocy, kiedy to 2 obcych facetów podchodziło do mnie tylko po to żeby 
a) powiedzieć mi jak podoba im się mój kolor włosów b) spytać się czy są naturalne czy farbowane (serio czemu faceci o to pytaja?), postanowiłam napisać o jednym ze sposobów na bycie rudzielcem.
Na swojej głowie w ciągu ostatnich kilku lat miałam chyba wszystkie odcienie rudości i tego co czasem na farbach nazywają rudym. Tak więc byłam zwyczajnie rudopomarańczowa, czerwona, brązoworuda, z włosami w kolorze ciemnego wina (myślałam, że ten straszny burgund nigdy mi nie zejdzie z głowy), malinowa oraz buraczkowa. Tak buraczkowa.... Aż się dziwię, że ludzie na ulicy nie uciekali przede mną. 
Po pięciu latach zabawy z farbą postanowiłam przerwać zabawę z trwałym farbowaniem. Chcę, aby odrosły mi zdrowe włosy w moim kolorze. Ale żeby nie było nudno i żebym nie musiała oglądać swoich blondrudych odrostów postawiłam na szampon koloryzujący.



Delia spisała się znakomicie, zwłaszcza pod względem koloru. Długo szukałam szamponu odpowiednio miedzianego i tylko ten spełnia w tej kwestii moje oczekiwania. Przy użyciu tej paczuszki odświeżam kolor swoich włosów i koloryzuję odrosty. 



W zestawie, który kosztuje bez promocji ok. 4 zł otrzymujemy saszetkę o pojemności 40 ml i rękawiczki, które pomogą nam nie ubrudzić rąk przy nakładaniu specyfiku na mokre, umyte włosy. Wystarczy 20 min i gotowe. Muszę jednak ostrzec dziewczyny o długich włosach. Jeśli chcecie pofarbować tą szamponetką włosy, będą Wam potrzebne minimum 2 opakowania. Mi przy odświeżaniu koloru wystarczy jedno opakowanie. Dodam też, że efekt który Wam przedstawiam został wykonany na jasnych włosach. Nie sądzę, żeby sprawdziło się  to na włosach ciemnych. Może to jedynie Wam nadać rudawych refleksów. 

Przeglądając strony z opiniami o produkcie spotkałam się z krytyką dotyczącą trwałości produktu. Producent umieścił informację o tym, że szampon utrzyma się 4-6 myć. Przy czym ja bym raczej mówiła tu o 4, ewentualnie 5 myciach. Co więcej, w tym czasie możemy spodziewać się kolorowej wody oraz zabarwionego ręcznika (na całe szczęście plamy da się usunąć bez problemu podczas prania).

Obecnie taka forma zabawy kolorem bardzo mi odpowiada. Nie kosztuje mnie to dużo i nie zajmuje dużo czasu. Co więcej nie niszczy włosów tak jak farba.

Czy kupię ten produkt ponownie? Jasne! Zawsze mam jakieś zapasowe opakowanie w szafie i pewnie niedługo wybiorę się do sklepu po kolejne.

piątek, 25 maja 2012

Likier kawowy

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam otrzymywać prezenty robione samodzielnie. Są one oznaką tego, że zależy komuś na nas na tyle, że poświęci swój czas nie tylko na wyjście do sklepu i kupienie prezentu (chociaż dobranie odpowiedniego prezentu też jest nie lada sztuką!), ale też na przygotowanie czegoś. Ja ze swojej strony lubię od czasu przygotować na prezent likier kawowy. Nie jest trudny w zrobieniu, a zawsze wychodzi bardzo smaczny. No i na bank przebija alkohole kupione w sklepie!

Oto moja wersja tego likieru.

Do przygotowania potrzebujemy:
- mleko skondensowane 500 ml - ja użyłam niesłodzonego bo wolę sama regulować jak słodki będzie trunek, ale można też kupić mleczko słodzone i mieć kwestię cukru z głowy
- pół szklanki cukru (może być nawet o 1/3 mniej jeśli lubicie mniej słodkie likiery)
- opakowanie cukru waniliowego
- 2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej - tu polecam raczej dodawanie dobrej jakości kawy niż tych za 3 zł, bo po prostu źle wpłynie ona na smak i aromat 
-100 ml spirytusu

Wykonanie jest bardzo proste. Wystarczy, że wszystkie składniki poza alkoholem wrzucimy do garnka i podgrzejemy na małym ogniu. Gotujemy to ok. 5 minut, aby wszystkie składniki miały szanse rozpuścić się w mleku. Następnie odstawiamy garnek i czekamy, aż nasza mieszanka ostygnie. Gdy straci już całe ciepło możemy dolać spirytus, a następnie przelać wszystko do buteleczki. Ja tym razem nie posiadałam żadnej ładnie wyglądającej butelki po alkoholu, więc kupiłam widoczną na zdjęciu. Razem z korkiem i kapturkiem dostałam ją w sklepie zajmującym się sprzedażą elementów niezbędnych do warzenia piwa. 
Ostatnią kwestią jest odpowiednie zamknięcie. Ponieważ sam korek wygląda mało estetycznie, założyłam na górze tzw. kapturek. Po jego założeniu wystarczy górę podgrzać np. przy użyciu suszarki, dzięki czemu już po 10 sekundach boki kapturka zmniejszają się i dopasowują do wielkości szyjki butelki. Potem możemy dodać własnoręcznie wykonaną etykietę ( a to się nie porywam, bo mam dwie lewe ręce i zawsze takie rzeczy brzydko mi wychodzą) i mamy idealny prezent!
tu w łazience jeszcze przed akcją suszarka :)




Likier najlepiej smakuje kiedy jest schłodzony więc zróbcie mu miejsce w lodówce!

wtorek, 22 maja 2012

Dobre bo polskie?

Już od dłuższego czasu realizuję program który nazwać można poszukiwaniem odżywki idealnej. 
Swojego czasu zachęcona opinią na temat odżywki Joanny na blogu Kasi Tusk, zdecydowałam się na jej zakup. 
Dokładnie rzecz ujmując jest to Balsam nawilżająco-regenerujący do włosów suchych i zniszczonych. Według producenta można go używać na dwa sposoby: z i bez spłukiwania. Wypróbowałam obie metody i to moje wrażenia:



Balsam zawiera w składzie ekstrakt z miodu i proteiny mleczne i tak właśnie pachnie: mlekiem i miodem. Jest to przyjemny zapach, który jednak nie utrzymuje się długo na włosach. Jako posiadaczka włosów zniszczonych przez farbowanie zauważyłam, że odżywka nie robi praktycznie nic z moimi włosami. Zarówno w przypadku spłukiwania jak i pozostawienia jej na włosach nie zauważyłam, aby kondycja włosów się poprawiła. Odżywka nie pomaga też w rozczesywaniu, co według mnie stanowi spory minus. Mam wrażenie, że równie dobrze mogłabym jej nie użyć i stan włosów byłby taki sam. Zużyłam już połowę buteleczki i szczerze mówiąc nie wiem do końca co mam zrobić z resztą. Na razie używam jej jako odżywkę bez spłukiwania po korzystaniu od czasu do czasu z szamponetki, którą koloryzuję włosy. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że produkt kosztował mnie ok 5/6 zł więc nie było tragedii. Myślę, że produkt miałby szansę być wystarczający dla włosów normalnych, nie wymagających większej pielęgnacji. W moim przypadku jednak tak nie jest i nie sądzę, abym miała w tym przypadku do czego wracać.

poniedziałek, 21 maja 2012

Warkocz vol.1

No tak, znowu miałam recenzować kosmetyk, nawet zaczęłam pisać notkę o podkładzie i co? Stwierdziłam, że jest tak gorąco, że o podkładzie można dziś zapomnieć. Za to mamy idealny moment na opis kolejnego upięcia, bo w takie dni jak dziś rozpuszczone włosy to zbrodnia. Zdecydowanie musimy odsłonić kark! 
Dziś zdecydowałam się na klasyczny warkocz dobierany, który na koniec dodatkowo podpiełam pod spodem, dzięki czemu włosy wyglądają ładniej. Myślę, że takie upięcie nadaje się idealnie nie tylko do "latania", ale też do pracy.

Co nam się przyda?
- Mała gumka ( jeśli potrzebujecie upiąć górne pasmo)
- Gumka do warkocza
- 2 wsuwki które podtrzymają upięty warkocz

 Pierwszym krokiem jest podpięcie górnego pasma. Nie jest to konieczne, ale jeśli macie ciężkie włosy, które żyją własnym życiem, taki krok ułatwi Wam zaplecenie warkocza. Warto tu użyć małej gumki, którą będzie można schować pod kolejnymi pasmami włosów, można ją też obciąć jeśli wiecie, że włosy będą się Wam trzymać bez takiej gumeczki.


Następnie pleciemy klasycznego warkocza dobieranego pamiętając, że kolejne pasma należy przekładać górą. Zabezpieczamy wszystko gumką.
Następnie pod warkoczem robimy "gniazdo" w które możemy wepchnąć końcówkę warkocza.
 Upinamy to przy pomocy wsuwek.
 
I gotowe!

P.S: Zapamiętać na przyszłość: zrobić próbne zdjęcie i zobaczyć czy nie mamy  pozakręcanych ramiączek...





 

niedziela, 20 maja 2012

Nawilżenie na lato

Do listy prezentów, które nigdy się nie nudzą mogę chyba zaliczyć balsamy i mleczka do ciała. Zawsze się przydają i zawsze szybko schodzą.
Na ostatnie urodziny dostałam oliwkowe mleczko z Yves Rocher. Jako, że butelkę już prawie skończyłam, postanowiłam powiedzieć Wam co i jak.

Mleczko ma lekką, ładnie pachnącą konsystencję. Szybko się wchłania, dlatego jest świetny, kiedy mamy mało czasu i szybko po prysznicu musimy się ubrać do wyjścia. Warto wspomnieć, że zapach mleczka jest delikatny, nie narzuca się, dzięki czemu nie kłóci się z perfumami. 
Jakie są minusy? No niestety mleczko to nie balsam. Jestem z natury posiadaczką bardzo suchej skóry, więc mleczko daje mi trochę za małe nawilżenie, zwłaszcza kiedy smaruję nim skórę po goleniu. Czasami mam więc wrażenie, że muszę posmarować się ponownie. Myślę jednak, że jeśli jesteście posiadaczkami skóry normalnej mleczko będzie Wam pasowało. Zwłaszcza na lato, kiedy nie mamy ochoty smarować się ciężkimi maściami :)

Dodatkowym minusem jest także opakowanie. Niestety nikt w przypadku tego produktu nie pomyślał o pompce, ani niczym podobnym przez co bardzo łatwo tu o wylanie na dłoń zbyt dużej ilości produktu.
Czy kupię Mleczko po skończeniu tego opakowania? Raczej nie. Jest to super produkt, ale nie spełnia do końca moich potrzeb. Dlatego wrócę do normalnych balsamów. 
Mleczko dorwać można w sklepach YR w cenie 19.90. 

piątek, 18 maja 2012

Koki koki!

Uwielbiam bawić się włosami i tworzyć różne warkoczyki, a co gorsza cieszę się przy tym jak dzieciak. Jakiś czas temu oglądając filmy na YT wpadłam na pomysł stworzenia koka z warkoczyków. Jest o tyle ciekawy, że nie wygląda standardowo, a pojedyncze pasma włosów nie uciekają i nie wypadają z koka tak łatwo, dzięki czemu fryzura jest w stanie utrzymać się cały dzień.

Do realizacji projektu obwarzanek potrzebujemy:
Zaczynamy od zrobienia prostego kucyka. Potem pleciemy parę warkoczyków. 
 
Następnie pojedynczo zawijamy warkoczyki wokół kucyka starając się chować ich końcówki pod spód plecionki. Kiedy zbierzemy wszystkie warkoczyki możemy je zabezpieczyć gumką.
Ponieważ lubię, jak dzieje się coś więcej na głowie, na koniec dodałam 2 spinki, które dodatkowo zabezpieczają kok. 

Et Voila!

środa, 16 maja 2012

Szach mat!

Z natury jestem właścicielką suchej cery. Bywają jednak chwile, kiedy w ciągu dnia moja skóra świeci się jakbym produkowała hurtowe ilości sebum. Jak sobie z tym radzę? Moim ratunkiem w takich chwilach są chusteczki matujące Wibo.

Kiedy w ciągu dnia zauważę, że moja skóra się świeci i wymaga poprawek - pierwszym krokiem jest przyłożenie jednej z takich chusteczek do twarzy. Bibułki dają efekt natychmiastowego zmatowienia. Po czymś takim mogę spokojnie poprawić makijaż jeśli zaistnieje taka potrzeba.
Bibułki są także przydatne w gorące dni lub przy wyjściach np do klubu -  kiedy się pocimy i chcemy usunąć cały syf z naszej twarzy. W przypadku zwykłych chusteczek wiązałoby się to z starciem makijażu. W tym przypadku nie musimy się o to martwić.

Bibułki otrzymujemy w tekturowym opakowaniu zawierającym 40 sztuk. Produkt do upolowałania w sklepach Rossmann.


Czy warto? Myślę, że tak. To moje drugie opakowanie. Bibułki spełniają swoją rolę. Najczęściej wystarczy mi jedna sztuka do poprawienia mojego wyglądu. W ekstremalnych wypadkach potrzebuję dwóch sztuk. Tak czy siak jedno opakowanie starczy mi na długi okres czasu. Nie zajmuje też dużo miejsca w torebce.
No i jeszcze jeden plus - cena - 5.69! Lubię to!

wtorek, 15 maja 2012

Bun Bun

Od kiedy udało mi się uzyskać długość włosów, która umożliwia zrobienie coś więcej niż prosty kucyk kombinuję co można zrobić na mojej głowie.

Już jakiś czas polowałam na wypełniacze do koków, tak, aby móc stworzyć na głowie coś, co może wyglądać elegancko, utrzyma się cały dzień, a przy okazji nie wymaga większego wysiłku.

Na całe szczęście w ostatni weekend podczas zakupów trafiłam do sklepu Glitter, gdzie akurat była promocja na wypełniacze! Dzięki temu stałam się posiadaczką średniej wielkości wypełniacza, który kosztował 9,90 (bez promocji 19 zł)!

Przy zakupie wypełniacza warto przemyśleć kwestię jego wielkości. Ja na początku sądziłam, że lepiej będzie wziąć najmniejszy rozmiar. Ekspedientki wyjaśniły mi jednak, że przy moich włosach mały kok da się zrobić, ale ciężko będzie potem ładnie upiąć włosy, które mi zostaną. Co więcej, pozwolono mi przymierzyć wypełniacz, dzięki czemu mogłam się upewnić jaki rozmiar mi pasuje.

Minusy? Niestety akurat w tym sklepie do wyboru były tylko 2 kolory wypełniacza: jasny - który możecie zobaczyć na zdjęciach i czarny. W innych sklepach widziałam jeszcze brązowe wypełniacze. Ale nie ma tego złego! Okazało się, że kolor wypełniacza nie robi większej różnicy, włosy wszystko ładnie zasłaniają.

Czy warto inwestować w coś takiego? Słyszałam o alternatywnych metodach tworzenia koka (np. przy użyciu skarpetki), ale wypełniacz zdecydowanie bardziej mi się podoba. Dlatego bardzo cieszę się z zakupu!

Poniżej możecie zobaczyć, jak przy pomocy wypełniacza, 2 gumek i 5 wsuwek udało mi się w ciągu 3 minut zrobić kok.


 Tyle! Żadnej większej filozofii, 3 minuty roboty.

poniedziałek, 14 maja 2012

Majowe porządki

Jak wam minął weekend?

Mnie przez dwa dni dręczyło, że znowu zaczęłam kupować nowe sukienki, a przecież miejsca w szafie już praktycznie nie mam! Efektem tego było wstępne sprzątanie. Ostatecznie udało mi się wynieść 4 torby ciuchów. Najgorsze jest jednak to, że mam świadomość jak dużo śmieci nadal zalega mi w szafach! Po prostu nie umiem rozstawać się z rzeczami. To nie istotne, że nie chodziłam w nich latami... po prostu są moje, pamiętam jak je kupowałam, czasem nawet umiem powiedzieć co ile kosztowało... wmawiam sobie, że przecież jeśli ciuchy jeszcze na mnie pasują, to mogę je jakoś odświeżyć, założyć z nowymi jeansami i będzie dobrze, ale prawie nigdy nie jest to prawdą. 

Dlatego przyjęłam strategię, ze absolutnie wyrzucam rzeczy:
- które są za małe (przecież nie schudnę i się nie skurczę)
- które straciły kolor lub są w odcieniach mało pasujących do mojego typu urody
- które w wyniku prania zaczęły wyglądać jak worki na ziemniaki

Wiem, że to ciągle za mało. Jeszcze sporo sprzątania przede mną. I co najlepsze już wiem co zrobię dalej! Etapem drugim będzie wizyta koleżanki, która bez cackania się powie mi jak bardzo źle wyglądam w niektórych rzeczach i jak bardzo trzeba się ich pozbyć. Mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się pozbyć rzeczy absolutnie niepotrzebnych. 

Myślę, ze takie spotkanie przy kawie, ploteczkach i szafie pełnej ciuchów jest najlepszym sposobem na zmniejszenie ilości szmatek. 

Kto wie, może lepszym jurorem niż nasza przyjaciółka będzie nasz facet, ale tego sposobu nie polecam. Dlaczego?
1) trzeba spełnić warunek posiadania faceta
2) nie każdy ma kajdanki, aby przykuć faceta do kaloryfera i zmusić go, by przez dwie godziny oceniał jak wyglądamy w poszczególnych kreacjach
3) po całej akcji trzeba przekonać faceta do tego, żeby nie nas nie zostawił po tym co zrobiłyśmy... no i powiedzieć mu, że podobna rzecz czeka go w następnym sezonie

Czy jestem zadowolona z efektów pierwszego etapu akcji? Myślę, że tak. Coraz mniej rzeczy zostawiam wmawiając sobie, że nawet jeśli pięknie nie wyglądają to będę w nich chodzić po domu.
Jest dobrze - powoli, małymi kroczkami uświadamiam sobie jak bezsensowne jest przywiązanie do rzeczy. Nie muszę już sobie wmawiać, że przecież niektóre z tych ciuchów mogą znowu być w modzie. Po prostu pozbywam się tego co wygląda źle, a staram się kupować rzeczy ponadczasowe (a jak wiadomo taka jest większość sukienek więc warto bez opamiętania kupować sukienki:)).

A jak u Was wygląda zawartość szaf? Czy regularnie wyrzucacie to w czym nie będziecie chodzić? A może nigdy nie rozstajecie się z ciuchami chowając je po kątach w piwnicy? 

Na koniec argument, który umacnia mnie w przekonaniu, że warto robić miejsce w szafie!
Nowa sukienka, kupiona na przecenie w Reserved. Kupiona po przecenie. Nie dziwne że samotnie wisiała na wieszaku, rozmiar 34 potrafi zmylić... Wydaje się malutki, a jednak zupełnie bez problemu się zmieściłam, pomimo tego, że mój rozmiar to 36.


piątek, 11 maja 2012

O zmywaczu słów kilka

Prosta sprawa, jeśli chcesz malować paznokcie na najdziwniejsze kolory lata, musisz od czasu do czasu sięgnąć po zmywacz. Do moich ulubieńców w tej kwestii należy zielony zmywacz Isany z Rossmanna. Żadnej większej filozofii tu nie ma. Wystarczy niska cena i szybkie zmycie lakieru z paznokcia, a do tego jest mega wydajny. Ostatnio jednak kiedy skończył mi się zmywacz postawiłam na małą zdradę.

Wynikiem owej zdrady jest romans ze zmywaczem firmy Cien. Produkt ten można dorwać w Lidlu za grosze. Plastikowa butelka mieści w sobie 200 ml produktu. Całkiem spoko, czyli nie będę musiała po tygodniu biec po następne opakowanie. Zmywacz nie zawiera acetonu. 

Co mogę powiedzieć na temat tego produktu? Nie zachwyca, ale spełnia swoją rolę. Odniosłam jednak wrażenie, że zmywa trochę gorzej niż zmywacz z Rossmanna. Podczas zmywania czerwonego lakieru miałam czerwone paluchy. Mimo to mogę powiedzieć, że to przyzwoity produkt za niską cenę.

Czy kupię go ponownie? Raczej nie. Wolę wrócić do zmywacza z Rossmana. Ale! Wcale nie żałuję zakupu zmywacza. Dzięki temu zakupowi jestem teraz posiadaczką jednego z najlepszych opakowań na zmywacz. Dzięki pompce, którą aplikujemy zmywacz na wacik, nie ma mowy o wylanym płynie - a wierzcie mi już parę razy potrąciłam normalne butelki ze zmywaczami i ciężko było potem usunąć charakterystyczny zapach w pokoju. Cieszę się więc, że mam to opakowanie, następnym razem na pewno  przeleję do niego zmywacz.

Udanego weekendu!

czwartek, 10 maja 2012

Dzieci umyjcie rączki...

... czyli sprawa żelu antybakteryjnego. 

Nie jest to wprawdzie standardowy kosmetyk, ale za to na bank przyda się wielu osobom w okresie wakacyjnym. Częste przebywanie poza domem, wyjazdy, czy wycieczki rowerowe za miasto wiążą się często z brakiem dostępu do wody. A ręce umyć trzeba. W takich przypadkach żel antybakteryjny świetnie się sprawdza. 

Według obietnic producenta żel wzbogacony jest o wyciąg z aloesu i prowitaminę B5, co zapobiegać ma wysuszaniu rąk. 
Głównym składnikiem żelu jest alkohol. Dlatego też ciężko uwierzyć mi w zbawcze działanie aloesu i B5, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. 
To czego oczekuję po żelu antybakteryjnym to szybkie i dokładne mycie rąk w przypadkach, kiedy nie mam dostępu do wody i mydła. I muszę przyznać, że ten żel moje oczekiwania spełnia. Wystarczy, że odrobinę żelu wyleję na dłonie, wetrę i poczekam kilka sekund na to aż wszystko wyschnie.


Żel może piec, jeśli użyjemy go na podrażnione fragmenty skóry -  wiadomo, alkohol. Dla mnie jednak to działanie zalicza się do plusów. Dlaczego? Bo jest to świetne zastępstwo w oczyszczaniu  dla wody utlenionej. Dotyczy to oczywiście jedynie drobnych, powierzchownych skaleczeń. 
Warto także wspomnieć o silnym zapachu żelu. Nie każdemu może ono przypaść do gustu, dlatego dobrze przed zakupem upewnić się, że nam on nie przeszkadza. Mnie osobiście silny zapach ratuje, zwłaszcza w przypadkach, kiedy na treningu muszę dzielić się sprzętem z innymi osobami. Dzięki niemu mogę szybko zabić nieprzyjemny zapach na spoconych dłoniach (bleh :P).

Żel antybakteryjny można kupić w sieci Rossman. Kosztuje całe 2.99.

Czy kupię ten żel ponownie? Tak! Ale następnym razem zainwestuję w żel z pompką, która ułatwi mi aplikację. Jest to lepsze rozwiązanie niż wyciąganie tubki w momencie, kiedy ma się brudne ręce i zamykanie jej, kiedy mamy żel na dłoni.


środa, 9 maja 2012

Serum-olejek regeneracyjny 3xrose

W poszukiwaniu czegoś dla przesuszonej i zniszczonej okresami przejściowymi cery trafiłam w grudniu na stronę Biochemii Urody. Zdecydowałam się wtedy między innymi na przetestowanie olejku różanego, który miał mi pomóc w poprawie stanu mojej buzi.

Przedstawiam Wam moje zdanie po 4 miesiącach używania olejku.



Na początek krótki opis znajdujący się na stronie:


Zestaw zawiera wszystko, co potrzebne do wykonania luksusowego serum w postaci nawilżająco-natłuszczającego olejku o silnym działaniu regenerującym i przeciwzmarszczkowym, będącego koncentratem trzech najbardziej cenionych róż: chilijskiej, ekologicznej Róży rdzawej, marokańskiej Róży stulistnej oraz ekskluzywnej, bułgarskiej Róży damasceńskiej z rodzaju Kazanlika, która nadaje serum mocny miodowo-różany zapach. Działanie serum wzmacnia obecność kompleksu koenzymu Q10 i witaminy E oraz dodatek łagodzącego oleju z wiesiołka. Polecane jako serum na noc. 

Po tym czego nasłuchałam, się na  kanałach dziewczyn z YT byłam pewna, że olejek mi pomoże. Nic bardziej mylnego. 

Początkowo używałam samego olejku jako serum na noc. Efekt? Rano budziłam się z suchą skórą, która domagała się sporej ilości kremu nawilżającego. Po obecności koenzymu Q10 sądziłam, że mogę spodziewać się minimalnego zwalczenia moich pierwszych zmarszczek... Tu czekało na mnie kolejne rozczarowanie. Nie zauważyłam żadnej różnicy. Olejek nie wpłynął także na koloryt mojej skóry, nie pomógł też w gojeniu się niespodzianek, które pojawiały się na mojej twarzy. Mam wrażenie, że pieniądze za które kupiłam ten produkt mogłabym przeznaczyć na coś zupełnie innego. 

 
Olejek wykorzystuję obecnie jako dodatek do kremu nawilżającego, który nakładam z rana. Dzięki temu krem staje się odrobinę bardziej tłusty, dzięki czemu moja buzia nie jest wysuszona na wiór po pięciu minutach. Czuję, że dzięki temu połączeniu krem lepiej działa na moją skórę, jednak nie ma tyle, aby inwestować w kolejną porcję olejku.




Czy kupię ten olejek ponownie? Nie. Ale może wypróbuję coś innego jeśli chodzi o olejki. Teraz jednak muszę znaleźć krem, który mnie uratuje.. Dziś zabieram się za testowanie jednego z nich, ale co i jak dowiecie się za jakiś czas :)

A jako bonus....

Zdradzę Wam tajemnicę... Czasami bywam superbohaterem :)